sobota, 29 grudnia 2012

"Opowieści z Dzikich Pól"




Tytuł: Opowieści z Dzikich Pól
Autor: Jacek Komuda
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Moja ocena: 8 - rewelacyjna







Moje pierwsze "fizyczne" spotkanie z Komudą. Dlaczego "fizyczne"? Mój tata bardzo lubi książki tego pana i ma dość pokaźny zbiór pozycji tegoż autora. Po długich namowach ze strony mojego ojca, zostałam... zachęcona do przeczytania "Opowieści ...". Muszę przyznać, że nie był to stracony czas.

Pan Komuda nie owija w bawełnę, nie wybiela i nie lukruje obrazu Kresów Rzeczpospolitej. Cieszę się, że jest osoba, która zdobyła się na to, aby przedstawić historię taką, jaką rzeczywiście była. To, że u nas w kraju panoszyło się szlachectwo nie oznacza, że żołnierze pod Moskwą byli w takim samym dobrym stanie. Otóż nie! Przymierali głodem, zjadali się nawzajem i robili wszystko by przetrwać. Po za tym widać, że dzisiejsze czasy wcale nie różnią się tak bardzo od tamtego okresu. Bogatemu coś nie pasuje? Oczywiście sprzątnie owy "ciężar" z drogi... takimi czy innymi sposobami. "Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie"!

Co może uderzać, gdy czyta się książkę, to fakt, że autor naprawdę nie owija w bawełnę, jak trzeba opisać jak się jedzą - pisze. Gdy trzeba opisać kilka scen batalistycznych lub walkę z latającymi głowami - pisze. Dla jednych plus, dla innych rażący minus. Ja należałabym do tych drugich, gdyby nie język, jakim to wszystko zostało napisane. Tak miałam, przy opowiadaniu "Veto". Im dalej czytałam, tym bardziej było mi nie dobrze, tym bardziej chciałam czytać i znów tym bardziej było mi nie dobrze, ale mimo to brnęłam dalej... aż nagle się urywa... patrzę, a tu nagle nie wiadomo skąd tylna okładka!

Moim zdaniem pozycja ważna. Zarówno dla miłośników historii jak i dla zwykłego "zjadacza chleba". Książka otwiera oczy i pobudza wyobraźnię czytelnika. Panie Sienkiewiczu, masz Pan rywala w opisywaniu Rzeczpospolitej XVII!

czwartek, 20 grudnia 2012

"Elantris"




Tytuł: Elantris
Autor: Brandon Sanderson
Wydawnictwo: MAG

Moja ocena: 10 - arcydzieło






Tak bardzo chciałabym napisać tę opinię w miarę spokojnie, ale nie jestem w stanie. Ręce mi się trzęsą i targają mną tak niesamowite emocje! Czuję radość, strach, rozżalenie, smutek i wiele wiele więcej!

Natrafiłam na tę książkę, można powiedzieć, przypadkiem. Pana Sandersona znam głównie z opowieści "Mistborn", którą nabyłam dwa lata temu w Anglii. Szukałam w bibliotece publicznej czy mają cokolwiek tegoż autora i bach! mamy "Elantris". Już po samym tytule byłam pewna, że książka przypadnie mi do gustu, gdy zobaczyłam okładkę nie mogłam się doczekać, kiedy zacznę czytać. Stety, niestety należę do osób, które oceniają książki po okładce.

"Elantris" jest jak miła, świeża bryza, która wkradła się do światowej fantastyki by przynieść orzeźwienie. Wszystko tu jest nowe, świeże i niespotykane w żadnej innej książce. Postaci są bardzo realistyczne, szybko się z nimi zżyłam. Autor błyskawicznie przenosi nas do miasta Kae, obecnej stolicy zbudowanej pod ruinami niegdyś pięknego Elantris. Szybko uczy nas nowych słów, krótko, acz treściwie przedstawia nam każdy z narodów żyjący na planecie oraz sytuacje polityczną. Nie lubię wątków politycznych w powieściach fantasy, ale ten tutaj odgrywał niesamowicie ważną rolę i bardzo mnie zaciekawił.

Sule, nie ważne o czym się pisze, ale jak to się przedstawi. Kolo?

Czuję niesamowity smutek. Musiałam zostawić Elantris, teraz kiedy już zaczęło się tak dobrze układać, a przecież byłam tam w tych najtrudniejszych momentach! Tak bardzo chciałabym zostać tam jeszcze chociaż jeden dzień, pooglądać odbudowane Elantris i jej mieszkańców, już nie znienawidzone przez ludność Arelonu potwory. Dlaczego nie dostałam tej możliwości? Dlaczego musiałam ostatnie sto pięćdziesiąt stron zmęczyć w dwie godziny i nie zostawiłam sobie tego na kilka dni, by dawkować sobie ostatnie wydarzenia? To wszystko zdarzyło się tak szybko, tyle na raz się działo, a teraz... teraz pozostaje mi jedynie Elantris jakie poznałam, pozostawione gdzieś w odmętach pamięci... Już nigdy nie spotkam Raodena i Sarene. Nie dowiem się jak im się układa, nigdy już nie usłyszę pesymistycznych uwag Galladona... Tak, jestem bardzo smutna.

Pan Sanderson sprawił naprawdę duży prezent na gwiazdkę, gdyż mogłam przeczytać tę książkę. Jest to jedna z niewielu książek, która wywołała u mnie aż takie emocje i chyba jeszcze z żadną tak mocno się nie zżyłam. Do zobaczenia Elantris. Do zobaczenie Arelonie. Do zobaczenie Raodenie i Sarene. Mam nadzieję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie.

Serdecznie polecam.

piątek, 30 listopada 2012

"Głowa Kasandry"




Tytuł: Głowa Kasandry
Autor: Marek Baraniecki
Wydawnictwo: SuperNowa

Moja ocena: 3 - słaba












Książka moim zdaniem słaba. Pan Baraniecki jest po prostu pisarzem jednego opowiadania, inne nie są aż tak dobre, żeby nie powiedzieć, że nie warte uwagi. Gdyby nie pierwsze opowiadanie bez wyrzutów sumienia postawiłabym mocne jeden lub słabe dwa. Utwory o wyjątkowo naiwnej fabule, bez konkretnego głównego wątku i z rozmywającą się fabułą. Tyczy to się każdego poza "Głową Kasandry", która ma u mnie przynajmniej dziewięć i jest naprawdę dobra. 

Głowa Kasandry.
Opowiadanie jest niesamowite. Trzymające w napięciu do ostatniej strony, zapierające dech w piersiach, nieprzewidywalny koniec. Opowiadanie zasiewa w czytelniku pewną dozę niepewności oraz pozostawia wiele sytuacji do przemyślenia oraz do domyślenia się.

Co ważne sposób w jaki Ziemia została przedstawiona po kolejnej wojnie jest prawdopodobny. Często autorzy SF daleko odbiegają i tworzą istną fikcję, która jest mało prawdopodobna. U Marka Baranieckiego wszystko składa się w logiczną całość i jedno wynika z drugiego, co jest naprawdę rzadko spotykane. Po za tym, co TY być zrobił na miejscu Hornic'a?

Pozycja obowiązkowa dla fanów science-fiction. Serdecznie polecam.

Karlgoro, godzina 18.00.
Tak jak "Głowa Kasandry" dosłownie "rzuciła mnie na kolana", tak to opowiadanie mnie rozczarowało. Niby akcja jest, ale mnie nie wciągnęła i zdecydowanie mi się nie podobała zarówno wizja przyszłości jak również wizja miasta w przestrzeni. Moim zdaniem zdecydowanie źle przedstawiona fabuła.

Wynajęty Człowiek.
Ciekawy pomysł, rzecz dzieje się w przestrzeni kosmicznej. Zdecydowanie trzyma w napięciu i szybko się ją czyta. Niestety tutaj znów trochę słaby główny wątek.

Ziarno Kirliana.
Z początku sądziłam, że będzie coś intrygującego. Jak w każdym opowiadaniu fabuła rozkręcała się bardzo wolno i bez szału, ale do tego wszystkiego doszło jeszcze zakończenie, które nic nie wniosło do opowiadania, a moim zdaniem wręcz przeciwnie. Jedyne co mi się tu podobało to opis budynku, który daje się we znaki wyobraźni. Po za tym umiarkowanie słabe.

Wesele Dusz.
Harlekin. Całkowity Harlekin. Fabuła jest niesamowicie naiwna i nie do przejścia. Przerwałam czytanie, ponieważ już dłużej nie chciałam męczyć tego biednego opowiadania. Genialna broń jaką ma być miłość, która ma zaniechać konfliktom na skalę światową, dwójka obcych sobie ludzi, do tego umieszczonych w całkowicie naiwnym wątku oraz nieświadome złe uczynki jednej ze stron. Jak dla mnie to za dużo przysłowiowego "badziewia" jak na jedno opowiadanie.

wtorek, 27 listopada 2012

List do Świętego Mikołaja



Serwis LubimyCzytać.pl oraz sklep internetowy zinamon.pl zorganizowali konkurs, aby napisać list do Św. Mikołaja i opisać, jaką książkę chcielibyśmy dostać w prezencie. Chciałam tutaj umieścić moją skromną pracę, którą wysłałam na konkurs.


27 listopada 2012r.

Kochany Mikołaju, znów do Ciebie piszę,
Jak co roku Twe święto, a Ty w dobrobycie
Żyjesz i chcesz podarować komuś zbędny podarek
Dlatego Mikołaju spójrz na zegarek!
Nie zajmę Ci wiele czasu,
Tylko troszeczkę narobię hałasu.

„Wyspa doktora Moreau” mi się marzy,
Ciekawe, co tym razem się u Pana Wellsa wydarzy.
Że trudno dostać ją, wiem ja sama,
Szukałam i szperałam – biedna nigdzie nie dostałam.

Spraw mój kochany Mikołaju, żeby ta książeczka
Wylądowała na małym stosiku koło mego łóżeczka.
Porusza ona trudne tematy,
Mimo iż nie wzięłam jej od swojego taty.

Fikcja naukowa w mym sercu głęboko,
Znalazła się i moje sprawne, już wyrobione oko
Zawsze jakąś miłą pozycję wyszuka
Nie zawsze, niestety, dostępna jest dana sztuka.

Może Ty, kochany, sprawisz za sprawą magii swojej,
Że książka ta trafi jeszcze w te Święta w ręce moje?

Pozdrawiam Cię serdecznie!
Ania.

Jak Wam się podoba? Do wierszokletów nie należę, a nawet fajnie mi się zrymowało. Wierszyk jest mojego autorstwa i podlega prawu autorskiemu. Zabrania się go kopiować i w jakikolwiek sposób wykorzystywać, bez mojej wiedzy.


"Nie-Boska Komedia"




Tytuł: Nie-Boska Komedia
Autor: Zygmunt Krasiński
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy

Moja ocena: 7 - bardzo dobra







Wielokrotnie podkreślałam, że nie przepadam za lekturami, że szczególnie nie lubię romantycznych i tym razem... ma miejsce wyjątek.

Książkę przeczytałam bardzo szyba, niemal na jednym wydechu. Po "Kordianie" byłam naprawdę zniechęcona do dramatów romantycznych, a tu proszę, jaka miła odmiana. Niemniej jednak muszę stwierdzić, że pierwsze dwie części utworu opisujące dramat rodzinny Hrabiego Henryka są ciekawe i przyjemne w czytaniu, tak część trzecia i czwarta opisująca dramat społeczny głównego bohatera już mniej mi się podobały.Jednakże poruszył tu bardzo ważny temat rewolucji.

Język Krasińskiego jest bogaty, a zarazem na tyle prosty iż trafia do wyobraźni i utożsamiamy się z głównym bohaterem. Jednak tutaj nie jest to typowy bohater romantyczny, a odznacza się cechami nietypowymi. Owszem, ginie, przechodzi metamorfozę, jest kuszony przez zło, mamy tu postaci fantastyczne z którymi rozmawia i komunikuje się, walczy... ale nie o dobro ojczyzny, a jedynie o własną rację i przekonanie. Różni go również fakt iż ma żonę i dziecko, co było niespotykane wcześniej, gdyż bohater romantyczny, to bohater wiecznie cierpiący ponoszący porażki na każdym polu. Jak choćby Kordian czy Werter.

Nie przedłużając, sądzę, że lektura jest ciekawa, łatwo się czyta i opisuje ważne zdarzenia. Wydaje mi się iż jest troszeczkę pro-religijna, aczkolwiek jest to tylko moje osobiste odczucie i wcale nie musi tak być.

czwartek, 15 listopada 2012

Jesienny stosik Science-Fiction


Kolejny jesienny stosik, jako że do zimy jeszcze kawałek :) Poprzedni stosik uzupełniłam kilkoma pozycjami, jak również kilka odjęłam. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się przeczytać cały.

Prawdopodobnie nie umknęła Wam ostatnia książka, która zdecydowanie nie należy do gatunku SF, ale po przeczytaniu pierwszej części, chcę znów spotkać profesora Wilczura i dowiedzieć się co u niego słychać.

Tak więc jesienny stosik SF przedstawia się następująco:


"Ludzie jak bogowie. Dalekie szlaki"
Siergiej Sniegow
- Książka zapożyczona (podobnie jak kolejne) z tatusinej biblioteczki, w której zawsze znajdę jakieś ciekawe pozycje z gatunku fikcji naukowej -

"Ludzie jak bogowie. W Perseuszu"
Siergiej Sniegow
- Druga część cyklu "Ludzie jak bogowie" -

"Ludzie jak bogowie. Pętla wstecznego czasu"
Siergiej Sniegow
- Trzecia część cyklu "Ludzie jak bogowie" -

"Głowa Kasandry"
Marek Baraniecki
- Książka, do której namawiał mnie mój tata od ponad roku, jeżeli nie dwóch. Tutaj akurat wypożyczona z biblioteki, ponieważ na chwilę obecną tata nie był w stanie stwierdzić, gdzie jest jego egzemplarz -

"Kobieta z innej planety"
Tadeusz Konczyński
- Kolejna pozycja z tatusinej biblioteczki SF -

"Profesor Wilczur"
Tadeusz Dołęga-Mostowicz
- Po przeczytaniu pierwszej części - Znachor - jestem bardzo ciekawa drugiej części, ale również obawiam się, że może nie być tak dobra jak poprzedniczka. Niemniej pozycja ważna, mimo, że niekoniecznie pasująca do stosiku SF -


Tak by to mniej więcej się prezentowało. Oczywiście znów jest to tylko stosik... "ramowy" na pewno dojdzie tu kilka lektur, które będziemy omawiać na polskim i kilka innych wyłapanych w tak zwanym "między czasie".   Książek powinno starczyć do początku zimy. Lub nawet trochę dłużej.

wtorek, 13 listopada 2012

"Wyspa doktora Moreau"




Tytuł: Wyspa doktora Moreau
Autor: Hubert George Wells
Wydawnictwo: Alfa

Moja ocena: 7 - bardzo dobra







Czuję jakiś dziwny niepokój po przeczytaniu tej książki. Chyba za bardzo się utożsamiłam z głównym bohaterem i tym co przeżył. Teraz gdzieś tam, głęboko w mojej głowie tkwi obraz tych wszystkich potworów, które stworzył doktor Moreau i jakoś dziwnie nie daje mi to spokoju, wydają mi się przeraźliwie realne...

Na książkę natknęłam się przypadkiem oglądając jakiś program na Discovery, a jako, że wspominali o wiwisekcjach - na które natknęłam się już w gimnazjum, ponieważ musiałam zrobić projekt na angielski na ten temat - postanowiłam przeczytać tę pozycję. Szybko mnie wciągnęła i nie byłam w stanie się od niej oderwać. Czytałam na lekcjach, do poduszki, gdy na kogoś czekałam i tak upłynęły mi dwa dni. Dwa dni na przerażającej wyspie doktora Moreau.

Nieraz, szczególnie na  początku książki, opisywane sytuacje i obrazy przyprawiały mnie o nudności. Wprawdzie sięgnęłam po tę książkę wiedząc jaki jest jej temat przewodni, ale nie sądziłam, że uderzy to we mnie z taką siłą. Nie ma tam jakiś odrażających scen czy opisów łączenia ciał, ale Wells opisał wszystko w tak niesamowity sposób, że nietrudno jest sobie wszystko wyobrazić.

Sam doktor jest dla mnie bardzo kontrowersyjną postacią. Na samym początku myślałam, że łączy po prostu ciała jakiś zakupionych niewolników z ciałami zwierząt. To wywarło we mnie taki wstręt, że trudno jest mi to opisać. Również, kiedy w pierwszych rozdziałam opisano ryk pumy... Musiałam na chwilę odłożyć książkę, bo już chciałam lecieć i ją ratować, a samego doktora zabić własnoręcznie. Jednak, gdy dowiedziałam się, że nie jest to dokładnie tak jak to sobie założyłam powoli zaczynałam odczuwać obojętność wobec doktora. Prawdopodobnie dlatego nie przejęłam się tak bardzo jego późniejszym losem. Patrząc całościowo na jego postać stwierdzam, że jednak był złym człowiekiem, bo robił niewyobrażalną krzywdę tym zwierzętom tnąc je na żywca. Z drugiej zaś strony robił to w imię nauki, ale za to jakim kosztem.

Nie przedłużając, sądzę, że książkę warto przeczytać. Nie jest aż tak brutalna, należy niejako do klasyki Science-Fiction, a i autor jest ceniony w gronie fanów fikcji naukowej, na co zasłużył sobie niebanalną tematyką swych powieści oraz prostym, konkretnym, a jednak działającym wyraźnie na wyobraźnię językiem.

niedziela, 11 listopada 2012

"Kordian"




Tytuł: Kordian
Autor:  Juliusz Słowacki
Wydawnictwo: Lektury wszech czasów

Moja ocena: 4 - może być







Już wielokrotnie wspominałam, że nie lubię lektur. Tym razem jednak należy dodać, że szczególnie nie lubię romantycznych dramatów. Oczywiście rozumiem, że są one ważne, nawiązują do historii naszego kraju, a autorzy nieraz pisali swe dzieła będąc za granicą i nie mając możliwości powrotu do kraju. Były to ciężkie czasy i może niektórzy lubią o tym czytać, lecz - niestety - dla mnie jest to niesamowicie ciężki temat i tego typu książki nie przypadają mi do gustu. Nie będę się rozwodzić nad wadami i zaletami książki, gdyż, moim zdaniem, jest to kontrowersyjny temat, którego nie zamierzam poruszać.

Kordian jawi się tu jako ten, co chce wyzwolić kraj spod władzy carskiej. Planuje zamach na Cara, który jednak nie dochodzi do skutku, a sam Kordian zostaje skazany na rozstrzelanie. Jednak sposób w jaki Juliusz Słowacki przedstawił Kordianie skłania mnie do myślenia, iż ten biedny człowiek był w pewien sposób obłąkany. Sfingował swoją śmierć po to by wyzwolić państwo, na co właściwie nie miał żadnych szans. Sam fakt iż przegrał klejnoty w kasynie, a następnie uciekając przed wierzycielami zgubił złote podkowy konia i się tym nadto nie przejął jest dla mnie wręcz komiczny.

Całość czyta się bardzo ciężko, mnie osobiście, ta książka usypiała ilekroć zaczynałam ją czytać. Może i jest krótkie i umiarkowanie szybko się czyta, ale za jaką cenę. Dlatego też moja ocena jest taka, a nie inna.

sobota, 10 listopada 2012

"Znachor"




Tytuł: Znachor
Autor: Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Moja ocena: 9 - wybitna







Jest to na pewno ważna pozycja i cieszę się, że książka ta trafiła w moje ręce. Niestety najpierw obejrzałam film, który poruszył mnie do głębi, a dowiedziawszy się, że jest na podstawie książki niewiele się zastanawiając wypożyczyłam ją już następnego dnia.

Język Tadeusza Dołęgi-Mostowicza wywarł na mnie ogromne wrażenie. Opisy sytuacji, barwne postaci oraz niebanalna fabuła wzbogacona niecodzienną tematyką, niewątpliwie trudną, ukazuje nam, że czasem po prostu nie mamy wpływu na nasz los.

Jednakże bardzo ważnym jest podkreślona tu więź. Więź między ojcem, a córką, którą nie była w stanie złamać amnezja, odległość, lata spędzone osobno. Jeżeli jest mi wolno oceniać postępowania bohaterów sądzę, że żona doktora Wilczura postąpiła niesamowicie samolubnie odbierając mu córkę. Dla mnie był to okropny czyn, który do reszty zniechęcił mnie do tej postaci. Nie mnie ją jednakże oceniać, gdyż z drugiej jednak strony była w dość nietypowej sytuacji. Wyszła za mąż młodo, za starszego od siebie mężczyznę, który starał się jej zapewnić wszystko i kochał ją nad życie, ale ta sytuacja widocznie ją przerosła lub nie dorosła do niej.

Książka zdecydowanie jest powieścią smutną. Opowiadającą o życiu nieszczęśliwego, biednego człowieka, z którego los po prostu postanowił sobie zakpić. Miał wszystko i również wszystko mu odebrano, a jedyną jego winą była ciężka praca i miłość do swej małżonki oraz córki. Tutaj chcę przytoczyć cytat Hemingway'a, który trafnie opisuje znachora: "Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". Mimo utraty pamięci zawsze starał się zając czymś i patrzeć pozytywnie na świat. Był człowiekiem szlachetnym i dobrym, za co w ostatecznym rozrachunku został ukarany. Sprawiedliwości, jak widać na tym świecie nie ma.

Nie jestem w stanie napisać jak bardzo ta powieść wywiera wspływ na czytającego. Sądzę, że pozycji tej nie można pominąć i serdecznie do przeczytania.

niedziela, 4 listopada 2012

"Chrzest Ognia"




Tytuł: Chrzest Ognia
Seria: Saga o Wiedźminie (tom V/VII)
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: SuperNowa


Moja ocena: 8 - rewelacyjna





Moja przygoda z Wiedźminem ciągnie się już ładnych kilka lat. Nie  wiem dlaczego tak się dzieje, ale jakoś nigdy nie potrafię skończyć całej sagi. Nie chodzi tu o to, że mnie nudzi, że mi się nie podoba, czy cokolwiek innego. Po prostu tak jest.

Zastanawiam się, czy jest sens pisać, że książka jest rewelacyjna, szybko się czyta i wciąga, postaci są bardzo realne, a opisywane zdarzenia wręcz na wyciągnięcie ręki. Dlaczego? Bo o każdej części mogę to napisać. Niemniej jednak w tym tomie widać, że każdy z kompanii Geralta, który wyrusza, aby odnaleźć Ciri, przechodzi chrzest ognia. To jest chyba najważniejszy element.

Co do osobistych przeżyć to niesamowicie polubiłam Regisa. Może to przez moje niegdysiejsze zamiłowanie do pewnych istot ze świata fantastyki, albo sam jest charakter i sposób bycia "poborcy podatków" naprawdę mnie urzekł. Szkoda mi Milvy, którą pod koniec tomu spotyka niemiła sytuacja, w której osobiście nie chciałabym się nigdy znaleźć i nie życzyłabym najgorszemu wrogowi.

Całość jest bardzo zachęcająca, przystępna i wciągająca. Z resztą, chyba nie da się nudzić przy książkach Pana Sapkowskiego. Ja przynajmniej sobie tego nie jestem w stanie wyobrazić.

wtorek, 30 października 2012

"Dinotopia"




Tytuł: Dinotopia
Autor: James Gourney
Wydawnictwo: Baran i Szyszczyński

Moja ocena: 10 - arycydzieło







Książka ta jest obecna w moim życiu od dobrych kilku jeżeli nie kilkunasty lat. Mój tata kupił ją za śmiesznie niską cenę głównie ze względu na obecne w niej niesamowite ilustracje. Już kiedy miałam siedem lat przymierzałam się do tej książki, ale jakoś nigdy nie udawało mi się jej przeczytać. Zawsze podziwiałam obrazki i nie interesował mnie zawarty w książce tekst. Teraz było podobnie, gdyż obrazki mnie nieco rozskupiały.  Widać, że autor jest architektem, ale to akurat z moich własnych doświadczeń.

Książka jest bajeczna, przystępna dla każdego niezależnie od wieku. Bajeczne ilustracje tylko dodają książce klimatu. Podziwiam autora za sam pomysł. Bo oto w dzisiejszych czasach jest nie do pomyślenia, żeby nagle odkryć jakąś wyspę, czy nawet kontynent. Już nie mówiąc o wciąż żyjących dinozaurach.

Autor rozwinął szczegółowo każdy  gatunek dinozaura, każdemu dodał rolę jaką pełnie w społeczeństwie i jak może zostać przez człowieka wykorzystany. Każdemu nadał charakterystyczne cechy wyglądu, charakter i duszę. Co jest pozytywne, to to, że widać iż ludzie nie zawładnęli nad potężnymi bestiami, ale żyją z nimi jak równy z równym, szanują się nawzajem i pomagają. Moim zdaniem jest to coś niezwykłego gdy porównamy przedstawione dinozaury do naszych koni czy innych zwierząt wykorzystywanych w tamtych czasach. Nie przejmowano się czy konik już ma dość, czy nie. Na Dinotopii jest inaczej. Dinotopia jest swojego rodzaju utopią. Jednak bardzo prawdopodobną w swej strukturze społecznej i zwyczajach.

Widać, jaki wpływ na rozwój kultury mieli ludzie - rozbitkowie - lądujący na tej wyspie, czy też raczej ratowane przez delfiny. Na obrazkach i w opisach widnieją elementy starożytnej Grecji, Egiptu, wzbogacone i zmodyfikowane o postacie dinozaurów.

Bardzo żałuję, że nie ma kolejnej części, ponieważ sama chętnie bym się wybrała na taką wyspę i odkrywała krok po kroku każdy jej cali, póki by mi starczyło życia. Niestety (lub stety) autor pozostawia nam niedosyt i nigdy nie będzie nam dane zapoznać się z całą magiczną Dinotopią.

Serdecznie  polecam.

sobota, 27 października 2012

"Cień wiatru"




Tytuł: Cień wiatru
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza SA.

Moja ocena: 10 - arcydzieło







Musiałam chwilę odczekać, aby napisać coś o tej książce, gdyż wywarła ona na mnie niesamowite wrażenie i czasami tak bywa, że trzeba chwilę odpocząć po przeczytaniu dobrej książki. Poukładać sobie w głowie co właściwie było ciekawe, co mniej, a co było magiczne i niewystępujące w żadnej innej. Na te wszystkie rzeczy potrzebowałam około tygodnia. Tuż po przeczytaniu miałam milion myśli i wszystkie chciałam szybko przelać, wszystko się zlewało, za dużo tego było. Niemniej jednak były to bardzo pozytywne "zlewki" całości, co rzadko się zdarza w dzisiejszej literaturze.

Mniej więcej w połowie książki miałam kryzys. Stwierdziłam, że w gruncie rzeczy to historia ma banalną fabułę i nic się nie dzieje. Ot tak chodzi sobie chłopczyk zainspirowany dziełem nieznanego autora i pyta ludzi, czy przypadkiem nie słyszeli o panu Caraxie. Już miałam odłożyć i napisać, że historie krążące wokół tego, iż ta książka jest niezwykła są oklepane i nie mają swego bytu w rzeczywistości. Teraz sądzę, że to mogło być spowodowane tym, że również sam Daniel miał właśnie wtedy kryzys, ponieważ wszystko jakby stanęło w miejscu i ciągle krążył wokół tego samego.

Nagle coś ruszyło. Ujawniły się nowe okoliczności. Już widać światełko w tunelu, że w końcu rozwiąże się tajemnica autora widmo. Już Daniel jest pewny. I co? Ginie jedne z ważniejszych postaci wpadają nam w ręce jej notatki i... i nagle nie dość, że wszystko nabiera sensu i się wyjaśnia, to na dodatek okazuje się, że przez większość czasu chodziliśmy właściwie dookoła prawdy, a właściwie znajdowaliśmy się na rogatkach, jeżeli nie dalej.

Moim zdaniem właśnie to, że nagle okazuje się zupełnie coś innego niż do tej pory ustaliliśmy wespół  z głównymi bohaterami jest może elementem dość popularnym w literaturze, ale gdy ująć to w ładne słowa, dodać elementy tajemnicze, kilka morderstw lub zabójstw, romans, a nawet dwa mamy mieszankę wybuchową, ale bardzo efektowną.

Już nie mówię o tym, że jestem wielką fanką Fermina. Uważam, że tek charyzmatycznej, elokwentnej i fantazyjnej osoby nie ma w żadnej książce. Jego teorie, sposób postrzegania świata i podejście do ludzi jest niesamowite. Gdy rozmawia z ludźmi mam wrażenie, że to on stworzył zasady retoryki i manipulacji ludźmi. Każdego umiał do siebie przekonać. Obawiam się, że mimo iż  uważam się za osobę asertywną i zauważającą w kluczowych momentach chęć drugiej osoby do manipulacji mną, to nie dałabym rady Ferminowi, lub też on dałby mi spokojnie radę i to bez wysiłku.

Niesamowite jest również to, że naprawdę człowiek utożsamia się i "wchodzi" w bohatera. Myśli jak on, czuje to co on, boi się. Nieraz i nie dwa puls mi przyspieszał. Jestem niestety trochę smutna, bo pierwsze sto stron pamiętam jak przez mgłę, gdyż dawno temu zaczęłam czytać tę książkę i już niewiele pamiętam z początku. Jednak nie lubię wracać do tego co już przeczytałam wcześniej, więc czytałam dalej. Nieznajomość początku nie przeszkodziła mi jednak w odbiorze reszty książki.

Bardzo rzadko daję książką 10 punktów, ale tym razem się należało.

Serdecznie polecam. 

środa, 17 października 2012

"Dziady"




Tytuł: Dziady
Autor: Adam Mickiewicz
Wydawnictwo: Greg

Moja ocena: 6 - dobra







 Klasyczna, polska literatura z epoki romantyzmu. Jak wiemy nasz kraj w o czym czasie przechodził poważne problemy polityczne, a również autora nie rozpieszczało życie. Nie lubię lektur szkolnych, podkreślałam to już wiele razy i podkreślę jeszcze raz. Głównie z tego względu, że każą mi je przeczytać, a dla mnie czytanie to bardziej przyjemność niż przymus. A jednak książkę czyta się szybko i lekko.

Dziady (w szczególności trzecia część) pokazują jak trudne było życie w kraju, będącym "pod pantoflem" Rosji oraz opisanego w książce cara. Książka nie jest łatwa. Jest tu wiele aluzji oraz ukrytych znaczeń. Może dlatego właśnie większość osób nie lubi tej książki, bo trzeba się wysilić, żeby ją zrozumieć. Ważną rolę odgrywa tu Gustaw-Konrad-Pielgrzym który wygłasza Małą i Wielką Improwizację odnoszącą się do przyszłych losów Polski. Porównanie naszego kraju do Chrystusa, jak to uczynił w swym widzeniu Ksiądz, który wcześniej odprawił egzorcyzmy na Konradzie, jest moim zdaniem bardzo trafne. Również ukazane tu stosunki jakie panowały ówcześnie na dworze oraz to jak często podlizywano się urzędnikom, by zyskać w ich oczach oraz wyciągnąć z tego korzyści, a jednocześnie gdy tylko nie słyszeli to planowano ich zabójstwo lub morderstwo. Z historiami o patriotach i ich losach trzeba było się kryć po kątach.

Mimo iż jest to lektura, mimo iż "zmusili" mnie do jej przeczytania to sądzę, że jest naprawdę dobra. Nie powaliła mnie, ale uważam, że należy się jej swojego rodzaju szacunek oraz dla samego Adama Mickiewicza, który musiał pisać to wszystko pod cenzurom, a jednak bardzo dokładnie zawarł w książce ówczesną sytuację.

Powiem szczerze, że bardzo trudno było mi napisać recenzję tej pozycji ponieważ czuję, że jest to coś ważnego i nie powinno się o tym mówić, a przeczytać. Jeżeli ktoś ma problemy z głębszą interpretacją polecam wydanie z opracowaniem. Nie chodzi o to, żeby pójść na skróty, ale od razu można dowiedzieć się co dokładnie kryje się między wierszami.

wtorek, 9 października 2012

Termodynamiczne teorie Fermina

Pomimo iż powinnam czytać "Dziady. Część III" nie mogłam się powstrzymać by znów nie zajrzeć do tej pięknej książki jaką jest "Cień Wiatru". Dziś już przeczytałam około stu stron, jako że się rozchorowałam i musiałam zostać w domu.

A piszę o tym dlatego, że spodobał mi się szczególnie pewien fragment, a dokładnie całe dwie strony, na których prowadzona jest konwersacja między Danielem i Fermin'em dotycząca kobiet i mężczyzn. Muszę przyznać, że lubię poznawać ten charakterystyczny, lekko szowinistyczny, punkt widzenia większości mężczyzn, gdyż czasami ich uwagi są naprawdę trafne i często bardziej mnie bawi ich sposób postrzegania świata niż denerwuje sama uwaga.

Wracając do tematu. Chciałam tu przytoczyć tylko fragmenty tej rozmowy, w których Fermin opisuje (na podstawie rozważań Freud'a) cechy kobiet oraz jednocześnie mężczyzn. Całość można znaleźć na stronach 144 - 145.

"- [...] Jak wywodzi nam Freud, kobieta pragnie czegoś wręcz przeciwnego, niż myśli lub mówi, co, jak dobrze się temu przyjrzeć, nie jest w cale czymś przerażającym, jeśli zważyć, że mężczyzna, jak wywodzą nasi rodzimi uczeni w piśmie, ulega z kolei dyktatowi swego narządu rozrodczego lub trawiennego.
- [...] Był całus, czy nie było całusa?
- Panie Danielu, proszę mnie nie obrażać. Przypominam, że rozmawia pan z absolutnym profesjonalistą w dziedzinie uwodzenia, a te całusy i buziuchny są dla amatorów i pantoflarzy dyletantów. Kobietę tak naprawdę zdobywa się pomału. Wszystko jest kwestią psychologii, jak przeprowadzenie walki z bykiem. [...] Rzecz w tym, że mężczyzna, że znów wrócę do Freud'a, by posłużyć się metaforą, rozgrzewa się jak żarówka: trzask prask i już jest rozżarzony do czerwoności, i kolejne trzask prask lub pstryk, jak kto woli, i w sekundę jest sopel lodu. Płeć niewieścia zaś, i to naukowo dowiedzione, rozgrzewa się jak ruszt, rozumiemy się? Powolutku, pomalutku, na wolnym ogniu, jak dobra escudella. Ale gdy się już rozgrzeje, która by to zatrzymała. [...] To, co dobre, każe na siebie czekać. Nie brakuje kogucików, którym się wydaje, że jeśli położy rękę na babskim tyłku, a baba nie protestuje, to już ją ma. Nowicjusze. Serce niewiasty to labirynt subtelności, stanowiący wyzwanie dla szulerskiego umysłu prostackiego samca. Jeśli chce pan zdobyć kobietę, musi pan zacząć myśleć jak ona, a rzecz pierwsza to zdobycie jej duszy. Cała zaś reszta, owo słodkie i miękkie odurzenie, które rozum odbiera i prawość, przychodzi samo. [...]
- Fermin, jest pan poetą.
- [...] Nie, [...] gdyż poezja kłamie, choć ładnie to czyni.[...]"

Nieświadomie w trakcie czytania uśmiechałam się do książki i nie omieszkałam od razu przytoczyć tych fragmentów kilku osobom. Sądzę, że Fermin, który nie wiadomo skąd się wziął, mimo iż jest trochę wyrachowany umie tak wszystko ubrać w słowa,  że brzmi dobrze i naprawdę trafia w punkt. Oczywiście zachęcam do przeczytania całego dialogu, bo naprawdę jest moim zdaniem świetny.

Na dołączonym zdjęciu znajduje się moja ukochana zakładka, którą otrzymałam jakiś czas temu dzięki kodowi dołączonemu do biuletynu Weltbildu, który mi przesyłają.


Jesienny stosik


Mój stosik na październik (i prawdopodobnie większą część listopada, bo mam dużo w szkole) przedstawia się następująco:


"Chrzest Ognia"
Andrzej Sapkowski
- Jakoś tak zawsze się układało, że nigdy nie przeczytałam całej sadze o Wiedźminie. Zawsze znajduje się coś innego i jest to dla mnie jak niekończąca się opowieść -

"Dziady. Część III"
Adam Miskiewicz
- Niestety są też takie książki, które należy przeczytać, bo szkoła każe. Wiem, że nie powinnam oceniać książek zanim je przeczytam, ale zawsze mam jakiś taki wewnętrzny hamulec kiedy przychodzi do lektur szkolnych... -

"Xavras Wyżryn i inne fikcje narodowe"
Jacek Dukaj
- Kolejna pozycja Dukaja, już zaczęłam i mam za sobą kilkadziesiąt stron i zapowiada się naprawdę obiecująco -

"Cień Wiatru"
Carlos Ruiz Zafon
- Kolejna książka, którą czytam całe życie i nigdy nie mogę skończyć. Powieść jest wciągająca i już nie mogę się doczekać, kiedy poznam jej ciąg dalszy -

"Cmentarz w Pradze"
Umberto Eco
- Książka pierwotnie należała do mojej mamy, ale ona jakoś nie miała czasu ani sposobności jej przeczytać, więc przeszła w moje ręce. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję, bo słyszałam już różne opinie na temat tej książki -


Tak mniej więcej będzie wyglądała moja jesienna lektura, acz może dojść kilka za sprawą szkoły, ale po za tym nie spodziewam się niczego nowego. No chyba, ze wykończę stosik wcześniej, w co raczej wątpię.

poniedziałek, 8 października 2012

"Smok Jego Królewskiej Mości"




Tytuł: Smok Jego Królewskiej Mości
Autor: Naomi Novik
Wydawnictwo: Dom wydawniczy REBIS

Moja ocena: 9 - wybitna







Zdecydowanie tego potrzebowałam. Po męczącym miesiącu i kilku lekturach szkolnych, gdzie na każdym kroku musisz się zastanawiać, czy aby o to cię nie zapytają na maturze.

Przyznam, że książkę kupiłam jeszcze chyba w podstawówce lub na początku gimnazjum i zawsze zwlekałam z jej przeczytanie, chociaż teraz tego zupełnie nie rozumiem. Książka wciągnęła mnie natychmiast, chociaż pierwsze cztery rozdziały pamiętam jak przez mgłę. Mimo, że na początku wydaje się ot taka nic nie znacząca fabuła i o takie nic nie znaczące życie awiatora oraz jego smoka zdobytego tak czy inaczej (nie mam zamiaru spoilerować). Ale potem akcja nabiera tempa, by znów po chwili opaść i wciągnąć czytelnika kilka stron później, aby nareszcie na końcu książki osiągnąć apogeum i przedstawić niesamowicie ze szczegółami bitwę powietrzną, w której biorą udział dzielne smoki i ich niemniej dzielne załogi oraz rozsądni - czasem niepoprawni, czego dowiadujemy się z ich codziennego życia - kapitanowie.

Naomi Novik wprowadza nas w świat niemalże równoległy, trochę cofnięty w przeszłość, jednakże pomimo tego paralelizmu nie utopijny. Mamy wojnę, mamy Napoleona mamy też nieśmiertelną Wielką Brytanię. Różnica polega na tym, że oba kraje posiadają nam dzisiaj - i w przeszłości również - niedostępną, a okazuje się, że przydatną brań jaką są smoki. Autorka ze szczegółami opracowała wygląd każdego smoka, jego zalety i wady oraz znaczące różnice między poszczególnymi rasami, jak również iż rzeczywistą użyteczność w walce z wrogiem.

Mogłabym tak jeszcze długo się rozpisywać nad zaletami, ale sądzę, że lepszym sposobem na stwierdzenie czy moje słowa są prawdą jest przeczytanie książki. Jest lekka, szybko się czyta, wciąga i rozluźnia. Czego więcej chcieć od książki?

"Rakietowe Szlaki Tom I"




Tytuł: Rakietowe Szlaki. Tom I
Seria: Antologia klasycznej SF (Tom 1/7)
Autor: opracowanie zbiorowe
Wydawnictwo: Solaris

Moja ocena: 8 - rewelacyjna






Na początku chciał ocenić każde opowiadanie po kolei i wyliczyć średnią arytmetyczną. Ale nie na tym polega ocenianie książki. Jest antologia klasycznej SF. SF ma to do siebie, że albo się to kocha, albo nienawidzi. Ja - stety, niestety - należę do tych pierwszych. Pomysł na zebranie opowiadań autorów, których właściwie nawet nie mam prawa pamiętać ze względu na mój wiek, jest wybitny.

Lech Jęmczyk wybrał do pierwszego tomu antologii naprawdę dobre pozycje. Jedne bawią, inne dają do myślenia, jest nawet jedno opowiadanie po którym wciąż mam ciarki na plecach. Jest też kilka z kontekstem historycznym. Trochę takich, których nie umiem do końca sklasyfikować. Jest nawet jedno o Japonii.

Moim zdaniem każdy znajdzie coś dla siebie. Nie trzeba czytać wszystkich, bo wiadomo, że niektóre mogą wydawać się nudne lub ciężkie do przejścia. Ja przeczytałam wszystkie i nie żałuję. Była to naprawdę dobra lektura i już przymierzam się do kolejnych tomów, które stoją w mojej biblioteczce.

"Cierpienia młodego Wertera"


Tytuł: Cierpienie młodego Wertera
Autor:











Wiadomo jakie większość osób ma podejście do lektur szkolnych. Niestety - aż wstyd się przyznać - należę do osób, które "z automatu" są na nie, gdy ktoś je przymusza do przeczytania danej książki i gdzieś tam, z tyłu głowy cały czas stresujesz się, bo może akurat o ten fragment zapytają cię na kartkówce. Masz określony czas by przeczytać książkę i zawsze -jakimś dziwnym trafem - zaczynasz ją czytać zbyt późno i znów szybko, byle tylko zdążyć siedzisz po nocach czytając... nie męcząc się z tą nieszczęsnym, Bogu ducha winnym skrawkiem papieru (oby Bóg wybaczył mi, że tak nazwałam książkę!)

I mimo wszystkiego co powyżej napisałam... Jestem zadowolona z książki. Nie powiem, żeby mnie porwała, bo od połowy książki modliłam się, aby Werter umarł, bo już chciałam go skończyć. Ale za to sam koniec mnie mile zaskoczył. Och, proszę nie uważać mnie za okrutną, gdyż podobała mi się śmierć biednego, młodego, nieszczęśliwie zakochanego mężczyzny! Na Boga! Nie. Spodobał mi się sposób, język i cała atmosfera w jaką autor wprowadza czytelnika.

Koniec poruszył mną dogłębnie. Gdy czytając, że biedy chłopak posłał gońca po pistolet już wiedziałam jak to się skończy. Ale to, że biedak nie strzeli prawidłowo i potem przez kolejne 6 godzin umierał w katuszach w samotności, a kolejne 6 przy ludziach z jego otoczenia. Co mnie jeszcze bardziej zasmuciło, to to, że młodzi chłopcy na łożu śmierci całowali go, a nie jego upragniona Lotta.

Książka z początku ciężka, ale pod koniec nieco zmienia charakter i moim zdaniem mimo wszystko powinniśmy ją przeczytać.

Pierwsza

Witam, postanowiłam, że będę oceniać książki przeczytane przez moją skromną osobę. O gustach się nie dyskutuję, więc proszę o uszanowanie mojego. Dla mnie nie jest ważne, czy dany gatunek, autor, tytuł wnosi coś do współczesnej literatury. Jestem typowym ścisłowcem i moim zdaniem książka ma mnie zrelaksować, oderwać myśli od codzienności i problemów dnia dzisiejszego.

Zachęcam również do wyrażania własnych opinii, które chętnie wezmę pod uwagę. Jak również nigdy nie krytykuję ludzi, którzy mają inne poglądy niż ja, a wiem, że mogą mieć rację. No chyba, że ktoś ewidentnie gada głupoty, ale to już kwestia drugoplanowa.

Zapraszam do odwiedzenia mojej biblioteczki na serwisie LubimyCzytać.pl, gdzie zwykle najpierw pojawiają się nowinki, co właśnie przeczytałam oraz archiwalne recenzje. Postanowiłam również zacząć wystawianie recenzji od lektur przeczytanych w tym roku (czyli w moim przypadku jest to termin od 31.08 bieżącego roku do 1.09 następnego roku).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...